Przypadki nie istnieją, więc trudno powiedzieć, że moje zainteresowanie właśnie tematem importu było przypadkowe. Otrzymujemy jednak od Losu wskazówki i drogowskazy, które kierują naszą podświadomość w dobrą stronę. Tak więc droga do uświadomienia sobie tego, co powinienem robić w życiu zawodowym była kręta.
Zaczęło się wiele lat temu raczej typowo - nauka języka, studia, pierwsze wyjazdy za granicę i marzenia o podróżach, pierwszy raz na statku, w samolocie...
W końcu dłuższy, kilkuletni wyjazd, w czasie którego jestem zdany sam na siebie. Za zarobione pieniądze zwiedzam duże miasto, w którym mieszkam oraz najbliższe okolice. Foldery reklamowe jednak kuszą kolorowymi, interesującymi miejscami do wypoczynku - w górach, nad oceanem, na pustyni...
Przez kilka lat pobytu poza domem rodzinnym poznałem wielu ciekawych ludzi z różnych zakątków świata. Zetknąłem się po raz pierwszy z egzotycznymi dla mnie kulturami: chińską, hinduską, arabską. Zobaczyłem i zwiedziłem wiele miejsc, wykupiłem wiele lotów i wylatałem wiele mil, zarezerwowałem wiele hoteli wyszukując na wszystko najkorzystniejsze opcje.
Klasyka, łatwizna, nic nadzwyczajnego - przecież teraz wszyscy to robią. TERAZ tak, ale wtedy, w latach 90-tych XX wieku to nie było aż tak proste i oczywiste jak TERAZ!
Rok 1999 - decyzja o powrocie do domu i pierwsza myśl, żeby lecieć przez Azję, przez Hong Kong, który od jakiegoś czasu wdzięczył się do mnie z folderów reklamowych. Jednak włączył mi się tryb ekonomiczny, który kazał mi mierzyć chęci na możliwości i zoptymalizować powrót ze względu na koszty - opcja powrotu przez Hong Kong okazała się jednak zbyt droga...
Wyszukiwanie najlepszych ofert, rezerwacje transportu, kontakt z innymi kulturami, optymalizacja kosztów - brzmi znajomo? Powinno, bo to są właśnie podstawy pracy w imporcie.
Pierwszy raz byłem w Hong Kongu w roku 2002, wcześniej odwiedzając swoich dostawców w Chinach kontynentalnych. Azja upomniała się więc o mnie, a fascynacja Hong Kong'iem trwa do dziś!